WYWIAD

Twój najnowszy projekt „Blinkered” to seria wielkoformatowych, abstrakcyjnych prac o zredukowanej kolorystyce, inspirowanych pejzażami fotograficznymi. Powiedz coś więcej o tym projekcie?
Mieliście kiedyś tak, że wchodząc na pustą plażę, patrząc na jezioro o wschodzie słońca lub wchodząc na przykład do ciemnego lasu w zimie, wracały do Was jak bumerang wspomnienia sprzed lat? Ostatni dzień wakacji, rodzinny spacer w zimowe święta, strach związany ze zgubieniem się w lesie, beztroska zabawa nad jeziorem? Dowolny zbiór wspomnień i emocji, których doświadczyliśmy w przeszłości? Mi zdarza się to bardzo często. Przywołuje to najczęściej konkretne miejsce, jego zapach, czasem dźwięki z nim związane. Malując swoje krajobrazy zawsze mam w głowie konkrety widok, konkretne sytuacje i konkretne emocje, których doświadczyłem. Próbuje je przelać na płótno w nieoczywisty i możliwie najprostszy w formie sposób.

When painting landscapes, I always have a specific view, situation and emotions I experienced in mind. I endeavour to transfer them onto canvas in a way that is both non-obvious and as simple as possible.

Szukając inspiracji często gubię się w bardzo odosobnionych miejscach, skręcając w drogi, w które nikt się nie zapuszcza. Zarówno samo poszukiwanie tych wspomnień jak i przenoszenie ich na obraz są dla mnie formą medytacji. Zauważyłem potem u swoich odbiorców, iż często patrząc na moje płótna przywołują swoje wspomnienia, czasem zupełnie odmienne od moich. I chyba o to właśnie w tym wszystkim chodzi, żeby obraz nie był tylko kolejną dekoracją mieszkania tylko oknem do naszych wspomnień i przeżyć do których możemy wracać za każdym razem jak na niego spojrzymy.

Jak wygląda Twój proces twórczy?
Zależy, czy pytasz o proces emocjonalny czy czysto techniczny.

W procesie technicznym – po pierwsze zawsze musi być inspiracja, którą niezmiennie zapewniają samotne wędrówki w bardzo odludne i dziwne miejsca. Abstrakcyjne pejzaże, nim zostaną stworzone, najpierw muszą zostać odnalezione, a do nich potrzebne są odpowiednie wrażenia i emocje. Po drugie – muzyka. Zawsze muzyka. Nie znoszę tworzyć w ciszy. Muzyka pozwala mi wejść w nastrój i skupić się na procesie twórczym. Po trzecie – noc. Koncept zaczynam zawsze w nocy. W nocy też najlepiej idzie mi praca. Po czwarte – kawa. Zamiennie z winem.

Jeśli chodzi o proces emocjonalny to zazwyczaj powtarza się ten sam, sinusoidalny schemat, który można streścić następująco:
To będzie super, już to czuje; wygląda nieźle ale coś dodajmy; oj nie pykło; naprawiam; psuje; naprawiam: nie, no jest fatalnie; trzeba to spalić bo wstyd; …ale może jak coś dodam; jeszcze gorzej; jestem do niczego, po co to robię; może wino pomoże; wrócę do tego za tydzień; może coś dodam; o, jest nadzieja; no dobra, coś z tego będzie; jest nieźle; męczy mnie to; więcej kawy; pykło; w sumie jest super; poczekam tydzień; chyba jednak gówno; poczekam tydzień; nie, w sumie im dłużej patrzę tym bardziej jest ok; dobra, czas kończyć.

Tworzenie obrazu to zawsze emocjonalny roller-coaster. Paradoksalnie wywołuje więcej złych niż dobrych emocji, ale może w ten właśnie sposób mogą znaleźć ujście.

Jakie są Twoje ulubione doświadczenia jako artysty?
Lubię tylko proces tworzenia, w trakcie tworzenia. Zaczynam być niezadowolony jak tylko odłożę pędzle i uznam dzieło za skończone. Już następnego dnia zaczynam czuć odrazę to stworzonego obrazu. Po kilku dniach oswajam się z jego wyglądem. Paradoksalnie dla mnie bycie artystą niesie więcej negatywnych niż pozytywnych uczuć. Czasami, wręcz obsesyjnie oddaje się rozważaniom o mojej własnej pracy, wahając się przed wykonaniem kolejnego kroku, aby nie zniszczyć już uzyskanego efektu. Emocje są dla mnie głównym mechanizmem kreacyjnym, przy czym najlepiej sprawdzają się u mnie te najbardziej niezdrowe i trujące. Spontaniczny dobór ciemnej kolorystyki wprowadza mnie w stan wręcz depresyjny, który utrzymuje się cały czas podczas malowania. Ulgą dla mnie jest ostateczne pozbycie się obrazu, oddanie go w posiadanie komuś innemu. Najważniejszym powodem działania jest dla mnie to, że ludzie nie wyrzucają obrazów. Zostają z nimi dłużej niż artyści…

W jaki sposób zainteresowałeś się swoją techniką i co konkretnie ci w niej odpowiada?
Przez wiele lat byłem przywiązany do rysunku ołówkiem lub cienkopisem. Potem jako grafik i fotograf, odkryłem kolory, co spowodowało, że czarno-biały świat przestał być wystarczający. Stwierdziłem, że chcę spróbować akryli, potem akryli łączonych z pastelami, potem z węglem, teraz zainteresowałem się olejami. W akrylach zachwyca mnie ilość dostępnych mediów, szybkość schnięcia oraz możliwość wykorzystania niestandardowych elementów przy nakładaniu farb na powierzchnię płótna. Narzędzi, którymi się posługuję, szukam w sklepach budowlanych: gąbki, packi, szmaty, szpachle.

Pracujesz również z klientami przy obrazach na zamówienie. Jak znaleźć równowagę między tym, co klient ma na myśli, a Twoją wizją artystyczną?
Na moje szczęście do tej pory trafiałem na bardzo wyrozumiałych klientów, którzy byli zaznajomieni z moimi obrazami, wiedzieli dokładnie czego się spodziewać i dawali mi bardzo dużo swobody. Przy pracach na zlecenie bardzo pomaga wnikliwe poznanie oczekiwań klienta, obejrzenie wnętrz w których obraz będzie wisiał. Potem przychodzi etap kolorowych szkicy i wizualizacji na konkretnej ścianie. Najczęściej wtedy widzimy, czy propozycja trafia w oczekiwania klienta czy nie. Oczywiście podczas tworzenia dzieła są zawsze etapy, w których obraz może chcieć uciec od zamierzonego planu i czasem staje się to cholernie frustrujące, do tego stopnia, iż często pod wpływem emocji zaczynam kolejny obraz który alternatywnie do tego, wykonywanego zgodnie ze wstępnym planem, wykonuje w sposób, w którym nie ograniczają mnie oczekiwania klienta. Jeśli ktoś ma szczęście może przy odbiorze pracy zobaczyć jej alternatywną wersję i dokonać wyboru. Finalnie zarówno ja, jak i klient musimy być zadowoleni z efektu. Nie wyobrażam sobie oddania klientowi obrazu, który nie spełnia moich oczekiwań.

W całym procesie, komunikację z Klientem uznaję za klucz do sukcesu. Kilkukrotnie spotykamy się w studio (osobiście lub na video-rozmowach), na różnym etapie powstawania obrazu. Poznawanie procesu od początku do końca pozwala trochę bardziej wejść w mój świat i spojrzeć na to co robię w inny sposób. Budowanie tego typu relacji przekłada się często na przyszłą współpracę.

Jeśli nie mógłbyś być artystą to byłbyś…?
Beztroskim, ekscentrycznym milionerem o hippisowskiej duszy lub właścicielem baru na meksykańskiej plaży.

Najlepsza rada, którą otrzymałeś jako artysta?
Kubek na kawę w jednoznaczny sposób powinien się odróżniać od kubka na brudną wodę z pędzli.

Muzyka czy cisza?
Muzyka, koniecznie muzyka! Podtrzymująca zastany nastrój, zazwyczaj odmienna od tej, której słucham na co dzień. Fever Ray, Agnes Obel, Soundtrack z „Vikingów”, ciężkie i depresyjne. Czasem przesłuchiwane na okrągło po kilkanaście razy.

Kto jest twoim ulubionym artystą?
Francis Bacon, Lucian Freud, Mark Rothko, Mark Bradford… last but not least who doesn’t like Banksy?

Niedawno zdobyłeś pierwszą nagrodę na targach Europartfair w Amsterdamie. Jaki wpływ miało na Ciebie zdobycie tej nagrody?
W mojej ocenie w targach brali udział bardzo utalentowani artyści i sam udział w imprezie na tak wysokim artystycznym poziomie był ekscytującym i wartościowym doświadczeniem. Nagroda była zupełnie niespodziewana, szczególnie że był to wybór przedstawicieli galerii oraz kuratorów, ale była też miłą iskrą, która pozwoliła mi uwierzyć, że moja sztuka jest zauważalna i doceniana również poza moim krajem.

Twoje prace dobrze komponują się z niezwykle stylowymi wnętrzami luksusowych apartamentów, wprowadzając ciepło i spokój. Jak więc angażować kolekcjonerów i projektantów wnętrz w dialog na temat swojej praktyki?
Oh to jeden z tych etapów za którymi nie przepadam. Nie jestem handlowcem, jestem raczej chodzącym faux pas. Nie lubię próbować na siłę zainteresować swoją sztuką potencjalnych klientów, mimo że obecne czasy i sytuacja tego wymagają. Najchętniej ceduje to zadanie na galerie i marszandów. Inną sytuacją są targi i wystawy, gdzie przychodzą ludzie, którzy chcą mnie poznać i porozmawiać o tym co robię. Te rozmowy są zawsze dla mnie najciekawsze i czasem prowadzą w nieoczekiwane dla obu stron miejsca.

Po co nam sztuka w naszych domach i biurach? Jakie emocje według Ciebie sztuka może wnieść do wnętrz?
To pytanie nie może mieć jednej właściwej odpowiedzi. Spotkałem klientów, którzy zakochiwali się w konkretnym obrazie, bo przenosił ich w dawno zapomniane miejsca lub przypominał o ostatnich wakacjach z nieżyjącymi rodzicami. Spotkałem też takich którzy decydowali się na obraz, bo pasował do poduszek w salonie.

Jeżeli spytasz mnie o to samo jako odbiorcę sztuki – uważam, że obraz w twoim wnętrzu powie więcej o Tobie niż cokolwiek innego w Twoim mieszkaniu. To jedna z nielicznych rzeczy, która nie jest zrobiona maszynowo. Jest jednostkowa i niepowtarzalna. Opowiada historię, którą potem Ty – w swojej interpretacji możesz opowiedzieć swoim gościom. Za każdym razem jak na niego spojrzysz na ułamek chwili przywrócisz emocje, które miałeś, gdy ujrzałeś go po raz pierwszy, a im dłużej na niego patrzysz tym więcej nowych rzeczy będziesz mógł dostrzec. To chwila oddechu, która pozwoli Ci na sekundę zwolnić i przypomnieć sobie o wartości przeżytych chwil.

Czy pamiętasz swoje początki? Czy masz jakieś inspirujące historie, którymi mógłbyś podzielić się z młodszymi ludźmi, którzy chcą zostać artystami?
Na moje szczęście nie traktowałem od samego początku malarstwa jako swojego jedynego źródła utrzymania. Malowanie było tylko formą terapii i medytacji, a sprzedaż obrazu tylko miłym połechtaniem ego. Po latach wyszło z tego pełnoetatowe zajęcie, które powoli zaczyna odnosić poboczny, komercyjny sukces. Wydaje mi się, że nie znajduje się jeszcze w pozycji, która pozwalałaby dawać komukolwiek rady jak ma radzić sobie ze swoją artystyczną karierą. To co działa dla mnie to konsekwencja, szczątkowa samodyscyplina i niezaspokojona ciekawość.

Jesienią będziesz uczestniczyć w Paryskich targach sztuki w Carrousel du Louvre. Jakie dzieła planujesz zaprezentować przed bardzo wymagającą, francuską publicznością?
Uważam, że każdy odbiorca jest jednakowo wymagający. Pytanie brzmi tylko, czy trafisz w jego nisze czy nie. Czy dostrzeże to co chciałeś mu przekazać przez swój obraz. Nie tworzę obrazów specjalnie z okazji danych wydarzeń. Jest raczej business as usual – zabieram ze sobą te obrazy, które aktualnie mam dostępne, planując ich ekspozycję w taki sposób, żeby przeprowadzić widza przez pełny wachlarz emocji towarzyszących mi przy tworzeniu dzieł, licząc, że któreś z nich przykuje jego uwagę.

Co było inspiracją dla Twojego obrazu “Inevitable End”? Uwielbiam go!
Dawno, dawno temu, kiedy zaczynałem jedną ze swoich pierwszych (bardzo niskopłatnych i krótkotrwałych) prac, musiałem wstawać bladym świtem i tułać się komunikacją miejską na sam koniec miasta. Końcowy etap podróży do pracy pokonywałem po nieodśnieżonych chodnikach, aby dostać się do mistycznego biura, niczym korpo-Narnii. Wiele lat później w ramach „memory lane” odtworzyłem tę trasę, również w zimie, również bladym świtem. Starałem się dostrzec pozytywy w tym turbo smutnym krajobrazie i w mega słabych wspomnieniach. Cóż – nie było ich. Były puste i smutne pola, były zalane wodą rowy, były szaro-brunatne i uschnięte krzaki. Było beznadziejnie. I to jest ten ostatni przystanek na trasie podmiejskiego autobusu zimą. I to bezdenne uczucie, że w życiu nic się zmienić nie może, że po kres czasów będziemy brodzić po kolana w śnieżnej brei, próbując nie zginąć z głodu… co oczywiście okazało się gówno-prawdą. Ale wspomnienia to wspomnienia. Są jakie są.

Co motywuje cię jako artystę? Czy to ciekawość, poszukiwanie piękna czy sensu? Czy jest jakieś przesłanie, które starasz się przekazać swoją sztuką?
Sztuka jest dla mnie swoistą formą terapii. Procesem, podczas którego mogę się wyciszyć i w ustalony sposób pozbyć się nadmiaru emocji który we mnie narastał. Jest to również forma walki z niepotrzebnym, acz wszechobecnym pośpiechem, nieuporządkowaniem i niepokojem, który mnie zjada. Zawsze na pierwszym miejscu tworzę dla siebie i dopiero po czasie zastanawiam się, czy kiedykolwiek się to komuś spodoba.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że posiadasz wspaniały dar tworzenia sztuki?
Rysowałem od swoich wczesnych lat, najczęściej surrealistyczne potworności, które nieuchronnie zbliżały mnie do spotkania ze szkolnym psychologiem. Później jako grafik, zajmowałem się grafiką użytkową i identyfikacją korporacyjną, którą uznawałem wtedy bardziej za rzemiosło niż sztukę. Pierwszy raz, kiedy pomyślałem, że to co robię jest sztuką, to moment, w którym sprzedałem pierwszy obraz. Chwila, w której ktoś chce zapłacić, za to, by posiadać i powiesić na ścianie część Twoich emocji jest niesamowity.

Czy masz jakieś ulubione dzieło które stworzyłeś?
Ciężko wybrać jedno, konkretne dzieło. Z każdym zżywam się w procesie twórczym, kończę je, potem na przemian stwierdzam, że jest dobre i całkiem słabe. Ale kiedy rozstaję się z obrazem zazwyczaj uznaję, że nie było jednak takie złe. Przeważnie jednak najdłużej zostają w mojej pamięci te, przy tworzeniu których towarzyszyły mi największe emocje.

Jeśli miałbyś mieć tylko jedno dzieło sztuki w życiu, co by to było?
Nie byłbym w stanie patrzeć wyłącznie na jedno dzieło, niezależnie od tego jak byłoby dobre. Tak, jak nie mógłbym do końca życia używać tylko jednego koloru, oglądać jednego filmu, słuchać jednej piosenki.

Jakie niezapomniane reakcje miałeś na swoją pracę?
Coż, jak zacząłem malować moja Mama stwierdziła, żebym się nie przejmował, bo gorsze gówno widziała w galeriach. Być może to zmotywowało mnie do poprawy warsztatu 😉